Generalnie nie powinno nas to dziwic, ze aby pojechac do jakiegos kraju, ktory nie jest TYM krajem ktorego paszportem sie legitymujemy, powinnismy posiadac odpowiednia wize.
A jednak…
Jesli sie nad tym “fenomenem” zastanowic to dla wiekszosci z nas – ludzi ktorzy podrozuja po Europie z dowodem osobistym i nie pamietaja czasow (ja jeszcze pamietam) kiedy paszport dostawalo sie na czas wyjazdu i oddawalo po powrocie jest w tym cos dziwnego i niezrozumialego.
Do wielu krajow, ktore ostatnio odwiedzalem kupuje sie “VISA on arrival” – na lotnisku badz nie potrzeba jej w ogole. Sa jednak takie jak Rosja, USA, Japonia czy Kazachstan, gdzie o VISA musimy prosic w konsulacie danego panstwa w Polsce albo odpowiednim konsulacie w innym kraju – dla mnie bardzo czesto sa to Niemcy i Berlin.
I niby nie ma w tym nic dziwnego, to taka procedura… – oddasz paszport z odpowiednimi dokumentami na tydzien, przy czym dodac nalezy, ze zostawiajac paszport z reguly nie otrzymasz zadnego potwierdzenia ani zadnego swistka, ktory uprawnialby cie do zgloszenia sie po jego odbior…
W nudnej literze prawa VISA jest prawem a nie obowiezkiem; tzn panstwo o ktorego VISA sie starasz ma prawo ci ja udzielic ale nie ma takiego obowiazku i moze ci tego prawa odmowic nie wyjasniajac obsolutnie zadnych przyczyn tejze odmowy.
Wiekszosc przecietnych Mikulskich wyjezdza za granice na wakacje albo w celach dyplomatyczno-sluzbowych; w tym przypadku takie zalatwianie VISA to sprawa nalezaca do biura podrozy albo odpowiedniej jednostki administracyjnej – nawet tego nie zauwazymy… Jest jednak, wcale nie mala grupa tych, ktorzy podrozuja w celach artystycznych – to takie pomieszane cele sluzbowe, prywatne i turystyczne – potrzebne jest specjalne pozwolenie, poniewaz z reguly zarabiamy przy okazji jakies honoraria badz “zadoscuczynienia”… I tu zaczynaja sie “schody” – poniewaz zarabiasz – potrzebujesz VISA do pracy i uwierzcie mi – malo ktory urzednik w konsulacie ma ochote wydac VISA na tydzien “do pracy”…
Ale to tez mozna jeszcze przezyc gdyby nie fakt, ze prawie wszystkie konsulaty “wojujacych narodow” maja wiele wspolnych cech: wszedzie czeka sie na ulicy bez zadaszenia pod ktorym moznaby sie schronic przed deszczem; nigdzie nie mozna usiasc; ciezko w okolicy zaparkowac samochod; czekajace towarzystwo zapomnialo co to mydlo ale w zamian za to jest zupelnie swiadome tego, iz aby przezyc trzeba dziennie wypalic co najmniej 60 papierosow nie robiac miedzy jednym a drugim przerw dluzszych niz 3 minuty; rozmawiac notorycznie przez telefon (albo pisac sms-y), nie golic sie od kilku dni; chetnie zabrac na rece glosno placzace dziecko etc – wszyscy zas, z zazdroscia godna podziwowi wspanialej baleriny (co najmniej tanczacemu “Czarnemu Labedziowi” z “Jeziora” Piotra Czajkowskiego) wpatruja sie w tego PIERWSZEGO w kolejce, ktory z uchem przycisnietym do malego glosniczka przy domofonie oczekuje na cichy i niewyrazny glos od czasu do czasu sie z niego wygobywajacy: “…jedna osoba…” – i nie pomylilem sie nie piszac PROSZE…
Jakaz to wielka nasza radosc, kiedy ten tajemniczy glos przemow do NAS… ech…
I z tym jakos sobie poradzilem…
Moje najwieksze jednak niezrozumienie, mimo swiadomosci historycznie uksztaltowanemu podzialowi Europy dotyczyl mojego pobytu i koncertu na Ukrainie, ktory mialem przyjemniosc prowadzic z Filharmonia we Lwowie (Lviv). Otorz okazalo sie, o czym wczesniej nie wiedzialem, ze mimo iz ja na Ukraine wizy nie potrzebowalem to obywatele Ukrainy aby wjechac do Polski juz TAK.
To bylo okropne uczucie… Spytalem muzykow w jakim jezyku zycza sobie abym prowadzil proby – moglem to zrobic w kilku – odpowiedzieli mocniej niz energicznie, z wyrazem nieudolnie ukrywanego oburzenia ze “… oczywiscie po polsku!!!”
I tak – mowilismy tym samym jezykiem, pracowalismy nad ta sama muzyka, wspolnie tworzylismy sztuke – mimo to, w swietle obowiazujacego prawa bylismy ludzmi (obywatelami) roznej kategorii…
Nie jestem politykiem, nie znam sie na kononach wspolczesnych kulisowych badz zakulisowych standartow europejskich ale wiem jedno – po tym co przezylismy, co odczuwamy i co wspoltworzymy – nie ma ani miejsca ani czasu na antagonizm. Prowadzi on do kulminacji zlej energii i zlych uczuc ktore niec nie buduja…
TAK!!! – Chetnie ustawie sie jeszcze raz w kolejce po VISA – VISA jako przepustka do wspolnego tworzenia, wzajemnego szacunku i zrozumienia.
Dobranoc