w swoim zdrowym zywocie wegetarianina, polubilem niezmiernie ogorki – ich wielosc i roznorakosc (rowniez) w sposobie przygotowania wprost zachwycaja. Moga byc male, srednie, duze, z pola, na kwasno, albo jeszcze inaczej…
Uczucie to nie ma jednak absoltnie nic wspolnego z sezonem ogorkowym w polskiej kulturze – teatrach, filharmoniach, operach. Uwazam to za spoleczna porazke. W miastach, o wsiach nie wspominajac nie dzieje sie nic!!! nie liczac oczywiscie stojacych na bardzo roznym poziomie festiwali organizowanch czesto przez osoby ktore tyle maja wspolnego z kultura i jej jakoscia ile “liznely” z wrazen powstalych podczas ogladania wieczorow, (nocy, porankow, spotkan, festiwali) kabaretowych.
Powstal chyba nawet nowy zawod: Wyciagacz (zdobywacz, zalatwiacz, kombinator, wnioskodawca) pieniedzy na “kulturalne” przedsiewziecie organizowane przez instytucje pozarzadowa…
Ale coz tam komu bronic… tak czy tak, porownujacrepertuary, plany artystyczne i poziom wiekszosci polskich INSTYTUCJI KULTURY do tzw “zachodu” szybko dojdziemy do wniosku ze ze w PL sezon ogorkowy trwa po prostu caly rok.
Jako wegetarianin nie powinienem byc z tego powodu zpecjalnie smutny… – ale jestem!!! i to BARDZO