Własnie wróciłem z Miedzynarodowego Konkursu Muzycznego Shabyt 2011 w Astanie – stolicy Kazachstanu.
Od początku podróż nie układała się najlepiej – miałem wylecieć 2.11.2011 z Warszawy, ale po tym kiedy Kapitan Wrona wylądował bez podwozia – lotnisko zostało zamknęte na 2 dni i wszystko się poprzestawiało.
Najpierw ogłoszono w Warszawie zamknięcie Okęcia – jasne – rozumiemy i cieszymy się dla wszystkich, którym udało się szczęśliwie wylądować
Lataj jak orzeł – ląduj jak Wrona… BRAVO
Ale ja nie małem szans aby wylecieć z Warszawy… Oficjalnie ogłoszono że lotnisko będzie zamknięte – wszystko rozumiem – problem w tym, że linie lotnicze nie opublikowały informacji o tym, że przeloty zostały odwołane a be tego nie ma możliwości aby przebukować bilety…
Po nieprzespanej nocy spędzonej przy telewizorze i komputerze w końcu udało mi się znaleźć rozwiązanie – przełożyłem podróż o cały dzień i postanowiłem wylecieć 3-go.
O.K. – jest perfekt, jestem trzeciego na lotnisku, samoloty latają, podróżni się spieszą szczęśliwi faktem, że Polska ma kapitana Wronę – wsiadłem do samolotu, lecę do Astany przez Monachium i Frankfurt. Ze szczęścia usypiam. Po chwili ktoś mnie szarpie – whou – jestem we Monachium? Nie to cały czas Okęcie… Mój samolot się zepsuł i … niepolecę…
Miła Pani z Lufthansy obwieściła mi, że nie ma opcji abym doleciał dziś do Astany przez Frankfurt – tłumaczę, że MUSZĘ być w Kasachstanie – robię najpiękniejsze oczy i … działa. Lecę do Astany. Przez Moskwę. Jeszcze nie chę wierzyć, dobiegam do samolotu i LECĘ.
Po kilku godzinach na Szeremietievo jestem w kolejnym samolocie – AirAstana do Astany. Ufff. Kilka godz. snu i wylądowaliśmy. Na walizkę się niestety nie doczekałem… Po złożeniu odpowiednich dokumentów i ośwadczeń jedziemy do hotelu. Godzina snu, śniadanie i na konkurs. Do pracy w JURY.
Masakra, 5 godz. różnicy, brak snu, brak walizki – słucham i zasypiam…
Drugiego dnia jest już trochę lepiej. Dochodzę do siebie. Trzeciego dnia przerwa w przesłuchaniach a dla mnie mnóstwo pracy – rano masteclas a po południu próba z orkiestą. Dyryguję Mozarta i gram na waltorni – trochę głupio bo cały czas bez swojej walizki… Ta dojechała na czwarty dzień – właśnie wtedy, kiedy byłem już ze względu na swój pech bardzo popularny…
Następnego dnia jury, próba i koncert. Whow… później obowiązkowa kolacja
od l. ja, Daniel Bortholossi, Gudni Emilsson, Lior Shambadal
Ale… co tam – ważne, że zimno nie bylo – tylko -15…
Przeżeliśmy konkurs, koncert, i walizka przejechała..
Na koniec jeszcze tylko przejażdżka po mieście i zwiedzanie banków… – każdy z nas otrzymał coś w rodzaju zwrotu kosztów w kazachskiej walucie, z którą póki co, nie zawiele da się w Polsce zdziałac – próbowaliśmy ją wymienić… W astańskich bankach nie było nigdzie więcej niż 300 – 400 EUR i nie wolno nam było się rozdzielać – jeździliśmy więc wszędzie razem… osiem godzin… można było się dobrze poznać
To radość kiedy wszystko się szczęśliwie skończyło
Do następnego razu,
Darek