tymi slowami prowadzacy – Janusz Janyst, rozpoczal druga czesc koncertu Orkiestry Symfonicznej Akademii Muzycznej im. G. i K. Bacewiczow w Lodzi pod dyrekcja Marcina Wolniewskiego – zorganizowanego wspolnie przez Lodzkie Towarzystwo Naukowe i Akedemie Muzyczna, odbywajacego sie w dniu 18.04.2012 roku, w sali koncertowej Filharmonii Lodzkiej.
“…- tym, ze muzyke mozna sluchac dluzej niz kobiete 🙂 🙂 :)…”
i (faktycznie) sluchalismy wspanialej muzyki dluzej niz … dwie godziny…
Wiele analogii do slow pana Janusza znalazlo odzwierciedlenie w programie wieczoru – zdominowana przez plec piekna orkiestra AM wykonala utwory skomponowane tylko i wylacznie przez osbnikow, ktorym nie dane bylo sie tak “pieknie narodzic” w dodatku pod dyrekcja ubranego stosownie do sytuacji we wspanialy frak dyrygenta – (rowniez plci niepieknej) Marcina Wolniewskiego, ktory nota bene, pomiedzy proba generalna a koncertem (perfect timing) zdazyl zostac ojcem swojego (niestety nie wiem jakiej plci) dziecka – GRATULACJE!!!
Zebrana w sali wypelnionej niestety nie “po brzegi” publicznosc (byc moze dlatego, iz organizatorzy w obawie przed przepelnieniem sali, zdecydowali sie zamiast “wstepu wolnego” na system zaproszen uprawniajacych do wejscia) mieli okazje przekonac sie o tym, iz studiujacy jeszcze, nazwani przez pana Janysta (z czym osobiscie sie nie zgadzam) “nieprofesjonalni muzycy”, udowodnili, ze nie tylko dyplom ukonczenia studiow kwalifikuje ich do miana artystow muzykow.
W pierwszej czesci koncertu znalazly sie dwie pozycje – Tadeusza Bairda “Colas Breugnon” – suita w dawnym stylu na orkiestre smyczkowa i flet; jak rowniez Antoniego Salieri´ego – koncert na flet, oboj i orkiestre C-dur. Partie solowe wykonaly (a jakze) dwie panie – Sonia Kusiak (flet) i Patrycja Lesnik (oboj).
Tadeusz Baird skomponowal swoje “Colas Breugnon” jako muzyke do filmu/serialu. Premiera miala miejsce przed 60-ioma laty, rowniez w sali Filharmonii Lodzkiej. Kolejne wykonanie nastapilo przed 20-stoma laty – widzimy wiec pewien proces skracania interwalow w wykonywaniu tego utworu – wedlug tej tezy nastepne wykonanie nastapi juz za lat 10!!! 🙂 🙂 :)… Ale na powaznie – utwor bardzo dobrze zagrany, z zachowaniem proporcji brzmieniowych poszczegolnych grup instrumentalnych jak rowniez metrycznych, pomiedzy poszczegolnymi czesciami. W dodatku zadyrygowany “na pamiec” przez swietnie przygotowanego do koncertu dyrygenta.
“… chodza plotki, jakoby Antonio Salieri mial przyczynic sie bezposrednio do smierci W. A. Mozarta…” – taka teze przytoczyl pan Janyst w krotkim intermezzo pomiedzy dwoma utworami w pierwszej czesci koncertu – zostawiajac nas (publicznosc) sam na sam z ocena artystycznej wartosci wspomnianego koncertu podwojnego na flet, oboj i orkiestre. W obecnym klimacie polityczno-historyczo-spoleczno-religijnym-medialnym teza to dosyc … niebezpieczna… – katastrofy, zamachy, spiski i zdrady – to w ostatnim czasie dosyc czesto serwowane nam stwierdzenia… – na szczescie zarowno TAM – mam nadzieje, ze rowniez i TU – do tej pory nie znalazly i mam nadzieje, ze nie znajda potwierdzenia niczym niepodwazalnymi dowodami…
Jednak wracajac do muzyki, pan Janusz moze miec troche racji – historia slusznie osadzila bardzo popularnego w 18-stym wieku Salieriego. To co “uderzylo mnie” jako pierwsze w tej muzyce to dobor instrumentow detych w orkiestrze – do delikatnego i subtelnego brzmienia instrumentow solowych i orkiestry smyczkowej, kompozytor dodaje brzmiace bardzo “konkretnie” dwie trabki i ratujace ten ostry kontrast dwie waltornie… Cos czuje, ze na Mozarcie ta instrumentacja nie zrobila by wiekszego wrazenia… Poza tym jeszcze tresc muzyczna i forma dziela… Naliczylem w sumie 6 akordow!!! (prosze nie lapac mnie za slowka i nie bawic sie w ksiegowa – mozy bylo tych akordow 8 albo nawet 9 🙂 – domyslam sie, ze Salieri napisal ten utwor na zamowienie i “zadbal” o to, aby dalo sie go wykonywac bez zbyt duzej ilosci niezbednych do osiagniecia najwyzszego mozliwego poziomu artystyczno-wykonczego prob. Nasi studenci poradzili sobie z nim w sposob wysmiety – nie pozastawiajac nam jednak zludzen co do tego, iz nie kazdy moze byc Mozartem… – utwor generalnie bez klarownej formy, koncentrujacy sie raczej na nieskomplikowanych technicznie walorach brzmieniowych instrumentow solowych z rytmiczno-agogicznym akompaniamentem orkierstry.
W przerwie koncertu obowiazkowa kawa – trzeba przygotowac organizm do drugiej, bardziej ambitnej czesci koncertu…
W koncu 3 dyskretne dzwonki i jestesmy w sali. Na scene wychodzi orkiestra, stroi instrumenty, Pan Janusz zartobliwie konferansjerujac zapowiada (oczywiscie) kolejna przedstawicielke plci pieknej grajaca nie na kontrafagocie – bo po coz fagot kontrowac – fagocistke, swiezo “upieczona” doktorantke AM – Dorote Cegielska. W jej wykonaniu Carl´a Stamitz´a, przedstawiciela szkoly maanheimskiej – koncert na fagot i orkiestre F-dur. Orkiestra gra introdukcje i wkrotce… piekne, bardzo delikatne brzmienie tegoz jakze szlachetnego instrumentu drewnianego… BRAWO!!! Bezblednie intonacyjnie wykonany koncert – po utarczkach Salieriego z talentem (albo jego … cieniem) w koncu slyszyma klasyczna forme i mistrzowskie potraktowanie przez kompozytora partii solistycznej. Piekne, proste kadencje i ogromny aplauz publicznosci. Byl to moim zdaniem, najlepszy punkt w programie koncertu.
Troche na “deser” mlodziencze dzielo wielkiego mistrza W. A. Mozarta – symfonia nr 29 A-dur, KV 201. To czteroczesciowe dzielo nie pozostawilo zadnych zludzen co do tego, ze wielu juz probowalo ale jednemu sie tylko udalo – Wolfgang Amadeus mimo mlodego wieku oczarowuje!!! – prostota i genialnoscia formy, mistrzowskim budowaniem frazy i napiecia dramaturgicznego.
Podsumowujac – bardzo udany koncert!!! Nasi studenci jak zwykle staneli na wysokosci zadania, udowadniajac, iz ich swiadomosc artystyczna rowija sie w bardzo dobrym kierunku, zas wrazliwosc muzyczna nie pozostawia zludzen co do tego iz sztuka jest ogromna sila!!!
Zyczyc moznaby sobie wiecej tak interesujacych programow – laczacych ze soba dziela roznych kompozytorow – operujacych roznym jezykiem komunikacji muzycznej i dramaturgicznej – poczawszy od raczej opisowej ekspresji Tadeusza Bairda, poprzez “bardzo mlodziencze” dzielo Salieriego, wspaniale wykorzystanie solo-fagotu w koncercie Stamitza az po nieskonczona genialnosc Mozarta…
Brawo dyrygent, solisci, orkiestra i organizatorzy!!!
Do nastepnego razu 🙂