Skip to main content

To byl nadzwyczajny koncert w Filharmonii Lodzkiej – mial on dwoch dyrygentow, wspanialy zespol Filharmonikow Lodzkich ale tylko jednego bohatera – byl nim Krzysztof Kaminski.

Wystapil on w potrojnej roli – jako solista fagocista, dyrygent i jeszcze jakby tego bylo malo – jako jubilat… – swietowal bowiem w gronie osob najbardziej sobie bliskich – muzykow z orkiestry, absolwentow i oczywiscie rodziny i przyjaciol;  w miejscu do ktorego wydaje sie byc stworzony – na scenie – 30-sto lecie swojej pracy artystycznej.

Mistrz przed przerwa wystapil w roli soisty i wykonal z charakterystycznym dla siebie wyczuciem smaku, barwy i perfekcyjna –  perlista technika, dwa wczesnoklasyczne koncerty na fagot z towarzyszeniem orkiestry – J. N. Hummel’a : “Koncert F-Dur” i C. Stamitz’ a: “Koncert na fagot”.

Orkiestrte poprowadzil w pierwszej czesci koncertu znany lodzki dyrygent – Marcin Wolniewski.

Dalo sie wyczuc, ze ten mariaz dwojga wspanialych artystow – solisty i dyrygenta – doskonale sie rozumie i czyta zarowno muzycznie jak i emocjonalnie. Wyczucie tempa i dynamiki, natychmiastowe reakcje na zmiany charakteru muzyki, dawaly nam sluchaczom wrazenie wspanialego monolitu wykonawcow.

Troche zabraklo mi continuo z klawesynem, ktory moglby byc dodatkowa barwa muzyczna jakze charakterystyczna dla dziel pisanych w tym okresie – no coz, artysci podjeli decyzje aby wykonac ten rodzaj muzyki w sposob bardziej wspolczesny – to ich decyzja, wiec nie mnie to oceniac – w obecnych czasach zarowno wersja z continuo jak i bez sa juz klasyka, radowalem sie wiec niemniej goraco wersja bez cembalo.

Zadko kiedy mozemy sluchac na zywo w Filharmonii, nie tylko Lodzkiej, tyle wspanialej muzyki na fagot i orkiestre – a w szczegolnosci tej, z okresu kiedy instrument solowy traktowany byl w sposob tak wirtuozowski. Kameralny sklad orkiestry “concertante“, przeplatajacy motywy tematow solowych na przemian z elemantami czysto akompniujacymi, z charakerystycznym – rytmizujacym podkladem harmonicznym, jest ideanym douzpelnieniem dla instrumentu solowego, ktory niczym tenor w operze wloskiej nadaje ton, tembr i melodyczna linie – jako podstawe do realizacji mysli dramaturgicznej kompozytora.

Dzis wieczorem, sluchajac tego swietnego wykonania, zamknawszy oczy i koncertrujac uwage wszystkich zmyslow na odbiorze audio – mialem wrazenia egzystencji w zupelnie innym swiecie, innej wrazliwosci – w epoce jakze dalekiej od otaczajacej nas realnosci i tzw. “problemow” – bardziej albo mniej realnych, kreowanych przez wspolczesne media  – kompletnie bez znaczenia dla przyszlej historii, sztuki, tworczosci i geniuszu…

W drugiej czesci koncertu, po przerwie, wysluchalismy III Symfonie a-moll op. 56 Felixa Mendelssohn’a-Bartholdi’ego “Szkocka”. Ten programowy utwor w czterech czesciach jest remiscencja artystyczna kompozytora, ktora zainspirowana zostala jego podroza po Szkocji.

Intermezzo pierwszej czesci w postaci spokojnego Andante con moto mogace przywolywac obrazy nieograniczonego niczym horyzontu, ozywione zostaje przez jakze specyficzny dla Mendelssohn’a obraz optymistycznej euforii radosci – Allegro un poco – osiagnietej przez niego nawet w tonacji “moll“. Nie dziwi wiec, ze wlasnie Mendelssohn stal sie symbolem kulturowym okresu Wiktorianskiego w Zjednoczonym Krolestwie – jako genialnym kompozytorem katalizujacym emocje tamtych czasow – euforie, optymizm, wiare, radosc i zwrocenie uwagi na piekno i otaczaczajaca czlowieka nature.

To przeplatanie sie bardzo klasycznych srodkow wyrazu z elementami szkockiej muzyki ludowej, widocznej – slyszalnej w kazdej czesci symfonii, zostalo przez prowadzacego orkiestre Maestro Krzysztofa Kaminskiego w mistrzowski sposob wyeksponowane. Skoncentrowal sie on w swojej interpretacji na precyzji wykonawczej orkiestry, konstrukcji formy dziela i odzwierciedleniu poprzez dozowanie emocji jego ksztaltu dramaturgicznnego. Nie przesadzal z tempami, dzieki czemu solisci instrumentalisci mieli szanse na realizacje swoich partii w sposob czytelny, pozbawiony elementow niepotrzebnego chaosu czy nieprecyzyjnosci wynikajacych z niedostosowania temp do mozliwosci technicznych poszczegolnych instrumentow czy grup instrumentalnych. Brawo!!!

Po skonczonej symfonii owacjom nie bylo konca. Artysci zostali wrecz zmuszeni do bisu. Uslyszelismy final IV-tej czesci symfonii, CODA w tonacji A-Dur. Ten prawie zolnierski, optymistyczny motyw, ktory w charakterze swoim przypomina nam z nadzieja i duma spogladajacy w przyszlosc narod, jest muzycznym uwienczeniem podrozy Mendelssohn’a po Szkocji. Najpierw spokojnie ale dostojnie, pozniej coraz mocniej i zywiej; by dotrzec w koncowcu do finalu finalow ze zblizajacymi sie do koncowki swoich skal waltorniami i trabkami w wysokim “in A”, grzmiacymi kotlami i “szalejacymi” w radosnych pasazach smyczkami, byl fantastyczna kulminacja tego jakze udanego koncertu w Filharmonii Lodzkiej z Maestro Profesorem Krzysztofem Kaminskim jako niepodzielnym bohaterem wieczoru. BRAWO!!!

Po koncercie nie obylo sie bez kwiatow, lez wzruszenia, gratulacji, podziekowan i serdecznych usciskow zarowno od Dyrektora Filharmonii Tomasza Bebna jak i przyjaciol, kolegow muzykow, absolwentow i moze, a wlasciwie przede wszystkim przedunmej malzonki Maestro – Pani Beaty Kaminskiej – znakomitej harfistki, rowniez nalezacej do wspanialego zespolu Filharmonikow Lodzkich.

Drogi Krzysztofie, wspanialy Maestro, niezastapiony pedagogu!!! – dolaczajac sie do gratulacji, podziekowan i zyczen, prosze w imieniu swoim i tych wszystkich, ktorzy byc moze nie maja tyle smialosci aby osobiscie wyrazic swoj dla Ciebie podziw – o duzo wiecej takich wspanialych i niezapomnianych wrazen artystycznych!!!

Z gory dziekuje i serdecznie pozdrawiam 🙂