bedac czlowiekiem nieregularnnie sledzacym media, nieprofesjonalnie zajmujacym sie publicystyka, niezaangazowanym poltycznie (i jeszcze kilka nie….) – obserwuje interesujacy schemat (a moze juz regule?) na polskiej scenie spoleczno-politycznej.
Otoz wystarczy kiedy jakis mniej albo bardziej (u)znany polityk, obojetnie z ktorego ugrupowania politycznego; czy jakis dziennikarz badz publicysta wyglosi jakas kompletnie nieprawdziwa i bzdurna teze; badz tez zachowa sie publicznie w sposob na tyle nieodpowiedni ze jest w stanie nas zaskoczyc (poniewaz nigdy bysmy sie tego po TEJ osobie, zajmujacej TE pozycje spoleczna nie spodziewali) – wtedy media, komentatorzy i blogerzy rzucaja mu sie “do gardla” osmieszajac i krytykujac JEGO oczywiscie bzdurne i nieprawdziwe tezy.
Nakreca sie dzieki temu “ruch w internecie” – publikujacy owa “nieszczesliwa” (albo “szczesliwa”) teze staje sie celebryta i bohaterem na (w zaleznosci od zajmowanej pozycji politycznej badz spolecznej) godziny, dni, tygodnie badz lata…
Nasuwa sie naturalne pytanie: czy wolno jest publikowac wszystko? Kazda, nawet najbardziej bzdurna opinie? – zakladajac, ze Polska to wolny i demokratyczny kraj, w co wierze i z czego jestem dumny – to przy zalozeniu, ze nie obrazana sa zadne uczucia czy wartosci “wyzsze” – TAK.
W przeciwnym razie nalezaloby wprowadzic cenzure, ktore sama w sobie jest niedemokratyczna i podobnie jek w przypadku “zimnej wojny” jest samonakrecajaca sie spirala, regularnie i coraz silniej dazaca do tego, aby byc coraz silniejsza… Tego nie chce z pewnoscia nikt z nas…
Mysle, ze minely juz czasy kiedy bezimienne komentarze pod artykulami internetowymi ukazujacymi sie na portalach prowadzonych przez wszystkie ugrupowania polityczne robily na kimkolwiek jakiekolwiek wrazenie – swiatli ludzie ich nie czytaja i nie komentuja – szukajacy taniej rozrywki heiterzy istnieli i istniec beda zawsze w kazdym spoleczenstwie – niegdy nie bedzie to jednak grupa spoleczna majaca wiekszy wplyw na sile polityczna… Komentarze imenne sa bardziej stonowane, gdzie mamy wrazenie iz komentujacy zamieniaja sie w aktorow na scenie, swiadomych tego iz KTOS ich slucha i przede wszystkim oglada.
Nasuwa mi sie inna mysl – ktos kiedys powiedzial, ze najgorsze co moze spotkac polityka badz partie polityczna to zalamanie sie struktury medialnej. Brak programow publicystycznych, relacji z konferencji prasowych, wiecow, pochodow, przemowien etc. bylby dla osoby publicznej najgorsza zniewaga, niedocenieniem i … kara.
Rozwijajac te teze zastanawiam sie czy nie powinnismy pewnych deklaracji, pomyslow, przemyslem czy stawianych tez po prostu przemilczec? Niekomentowac? Niepowielac? Nieprzekazywac im rozwijajacej sie w dalszym przebiegu, w sposob niemozliwy do przewidzenia naszej energii?
Przyklady mozna mnozyc – aby nie stawac w licznym szeregu demagogow (zachowujac elementarna wiernosc postawionam przeze mnie w artykule tezom) nie chce ( i nie moge) ich wielu wymienic – dla czytelniejszego zobrazowania swojego toku myslenia podam tylko (bez komentowania) kilka z nich: “sztuczny fallus w studiu”, “mgla”, “Paulaner”, “recepty”, “kontrakt NFZ”, “hel w Smolensku”, “aborcja = masakra w Connecticut”, “Sroda-Olejnik-Lis” itd.
Mysle, za to wlasnie na NAS – czytajacych i komentujacych, ciazy ogromna odpowiedzialnosc za to, aby tezy naglasniane w sferze spoleczniej a wyglaszane przez osoby czesto z powodu ich BRAKU WIEDZY, badz PRZEBIEGLOSCI – poprzez NASZ brak zainteresowania i komentowania – osuwaly sie z agory w jednostajnym diminuendo…
Zycze pieknego i swiadomego wieczoru przedswiatecznego 🙂